Wiem, wiem, wiele już napisano o tej książce - bestseller, kicha, cudo, beznadzieja ucząca tylko niszczyć, głupota... Na blogach i na YT jest wiele zdjęć i filmików z tym Dziennikiem. Opinie są generalnie skrajne - i to lubię, bo jak coś jest przesadnie chwalone lub krytykowane, to oznacza, że budzi emocje i jest o czym pogadać. Zatem nie mogłam się powstrzymać, żeby nie opisać moich doświadczeń z tą książką. :)
Mnie osobiście pomysł bardzo się podoba. I być może nie jest to rozrywka dla każdego, nie wszystkim podpasuje pomysł niszczenia czegoś takiego jak książka. Sama bardzo lubię czytać i żadnej nigdy celowo nie zniszczyłam, ba, nie wyrzuciłam na śmietnik w życiu żadnej książki! Wręcz przeciwnie, kilka ze śmietnika uratowałam... Ale lubię wyzwania, to trochę takie przełamanie pewnego schematu. I nikt mi nie wmówi, że ta książka uczy dzieci niszczyć wszystkie inne książki! Moja siedmioletnia córa od razu wiedziała, że to jest jedyna taka książka nad którą można się znęcać i twórczo-destrukcyjnie wyżywać. To jest w stanie zrozumieć nawet dziecko. :))) Jaki jest cel takiego działania? Nie wiem, jak dla mnie okazało się, że dzięki temu spędzam z córeczką więcej czasu na wspólnej zabawie, która obu nam odpowiada (zabawa w kotki lub kolorowanie to przy tym nuda). Razem uczymy się nowych technik - klejenia, darcia, plucia, rzutów do celu itp. Powiem tak, dopóki się tego nie spróbuje, to trudno powiedzieć, czy to daje frajdę czy nie...nam daje...
Moje pierwsze spotkanie z tym pomysłem to odkrycie kilka lat temu polskiego bloga "Zniszcz ten zeszyt" Pasiakowej, oczywiście zainspirowany projektem Keri Smith. Lubiłam podglądać poczynania Pasiakowej i jej niesamowite pomysły. A po kilku latach moja siedmioletnia córka przynosi do domu sensację ze szkoły - jej koleżanka ma taką specjalną książkę, po której można bazgrać i dźgać ołówkiem, i że ona też koniecznie już/zaraz/teraz musi taką mieć!
Odezwał się we mnie sknerus i wiedząc, że zapał mojej córki nie zawsze przekłada się na działanie, stwierdziłam, że wydatek 30 zł na książkę, która po jednym dniu wyląduje na półce, to trochę dużo. Postanowiłam zatem zrobić zeszyt "ćwiczebny".
Kupiłam w papierniczym dwa czyste zeszyty, 80-kartkowe (po 3 zł każdy). I postanowiłam stworzyć dla siebie i Córeczki nasze własne "Zeszyty do niszczenia". To był strzał w dziesiątkę, część pomysłów podpatrzyłyśmy z oryginalnej książki, a część wymyślałyśmy same, zabawy było przy tym co niemiara. I tak powstały nasze zeszyty:
Okazało się, że zapał nie był słomiany i moja pociecha sukcesywnie i z zapałem zabrała się za twórcze niszczenie zeszytu.a ja wraz z nią. :)
W związku z tym, oczywiście dostała oryginał. :) Który niszczy i zapełnia swoimi pomysłami z równym zapałem jak pierwszy "zeszyt ćwiczebny". Z całej zabawy zostało nam bardzo luźne podejście do poleceń (i chyba o to chodzi), część zabaw moja córka wymyśla sama. To niesamowite ile kreatywności wyzwoliła w niej ta książka!
No dobrze, przyznaję, na początku największą atrakcją było wchodzenie z dziennikiem na stół i zrzucanie go z impetem na podłogę. :)))
.
Wow a ja pierwszy raz widzę i słyszę o tym ;) Czas chyba lepiej się temu przyjrzeć...
OdpowiedzUsuńJa wprawdzie słyszałam wcześniej o tym projekcie, ale tak naprawdę zdanie wyrobiłam sobie dopiero teraz, gdy mam książkę w domu. Czytanie lub oglądanie filmików, to jednak nie to samo co własnoręczne dobranie się do tematu. :)
UsuńPozdrawiam!
Zastanawiam się tylko czy kupić wersję polską czy angielską ;)?
UsuńMam, posiadam, z przyjemnością niszczę, bo słowo "niszczę" wzięłam jak autor zaproponował nie szablonowo ;-)) Też na początki wydawało mi się dziwne by bazgrać po książce jak ja nigdy nawet rogu książki nie zagięłam. Naoglądałam się jednak kilku filmików na YT co tworzą amerykanki z tą książką i zapragnęłam... i kreatywnie niszczę i polecam, tym którzy chcą stworzyć swój żurnal ;-))
OdpowiedzUsuńDokładnie! I to jest chyba klucz do tej książki - każdy robi ją po swojemu. A a'propos zaginania, to moja córka stwierdziła, że za nic nie będzie zaginać rogów swoich ulubionych stron. ;)))
UsuńMnie to jakoś nie przekonuje w dniu dzisiejszym:) Wolę inaczej wzbudzać w dziecku kreatywność. Najbardziej przypadły mi do gustu mapy myśli w Waszym dzienniku:)))
OdpowiedzUsuńA dziękuję, mapy to moja sprawka. :) Od jakiegoś czasu korzystam z nich do notatek i wciąż się uczę (ponoć trzeba rozrysować min. 100 map, żeby były naprawdę przydatne, ja jestem mniej więcej w połowie...)
UsuńPrzyznaję, że na początku trochę mnie niepokoiło jak do tego podejdzie dziecko otoczone kolorowankami i książeczkami dla dzieci w słodkich wydaniach. W domu w którym nie czyta się przy jedzeniu tylko dlatego, żeby nie pobrudzić książki. Lubiąca dziewczyńskie zabawy i kotki. To była dla niej w pewnym sensie nowość. Ale naprawdę ma z tego kupę zabawy. :)
O to ciekawe z tymi mapami, że ma być ich ponad 100 aby zaczęły być naprawdę przydatne. Ja osobiście poznałam je lata temu i korzystam z nich dotychczas. Bardzo szybko stwierdziłam ich przydatność. Ciekawe ile już ich zrobiłam w sumie :-) Ale to genialna technika choć wiem, że nie każdemu pasuje.
UsuńCo co dziennika mam go ale po początkowych działaniach jakoś ostatnio nie mogę się za niego zabrać. Muszę go znowu wyciągnąć :-)
O tych pierwszych 100 mapach wyczytałam u M. Szurawskiego w książce "Pamięć. Trening interaktywny". I też uważam, że to świetny sposób na uporządkowanie myśli, wiedzy, problemów, co komu potrzebne. :) Ale moje mapy są jeszcze bardzo niedoskonałe, zbyt szczegółowe, czasem muszę je przepisywać i dopiero z takiej poprawionej naprawdę korzystam.
UsuńMnie do działania z dziennikiem motywuje córka. :)))
Ja poznałam mapy myśli na studiach pedagogicznych. Tak bardzo mi się spodobały, że kupiłam książkę: "Mapy Twoich myśli" T. Buzana i przy okazji polecam. Są w tej książce przykładowe mapy i pomocne instrukcje:) Później przez jakiś czas korzystałam z tej metody głównie, gdy miałam problem z podjęciem właściwej decyzji. Były mi bardzo pomocne:)
UsuńJeszcze co do dziennika - nie zgłębiałam tematu ale być może czemuś on służy. Możliwe, że gdy dziecko ma się gdzie wyzbyć swoich emocji nie robi tego w niepochlebny sposób gdzie indziej. Być może jest jakąś formą terapii? Ciekawe w sumie co autor miał na myśli...
Plucie jest takie kreatywne?
OdpowiedzUsuńcóż, jak byłam mała, to była świetna w pluciu do celu i na odległość... ;)
UsuńMoja córka też ma taką książkę dlatego jak zobaczyłam u Ciebie to od razu wiedziałam o co chodzi.Ale jeżeli Twojej córce się podoba to super,:)
OdpowiedzUsuńA Twojej się spodobała? :)
UsuńW sumie to ciekawe, że jedna książka potrafi jednocześnie fascynować i odrzucać ludzi, i to ludzi w różnym wieku. Bo moja córka bardzo polubiła tą książkę, natomiast mam znajomego, który za każdym razem nie omieszka mi przypomnieć, że ta książka to totalna porażka i głupota. :))) I ja szanuję jego zdanie.
Ja mam Zniszcz Ten Dziennik i muszę przyznać, ze jest z nim świetna zabawa. Nie mogę powiedzieć, ze nie korciło mnie przez chwilę aby siać totalne spustoszenie w "ksiązce" ale wyszłam z załozenia, ze nie ma takiej potrzeby. Jest fun, jest kreatywnie i twórczo i to najwazniejsze! :)
OdpowiedzUsuńdokładnie!
Usuńale niszczenie jej przez np. uciapanie obiadem, albo bujanie na sznurku...bardzo kusi ;)))
A ja mam To nie książkę. Jest super! Trzeba mieć dużo wyobraźni.
OdpowiedzUsuńniedawno dostałam "To nie książkę" na urodziny i jeszcze się do niej nie zabrałam, ale przejrzałam całą i wygląda baaardzo obiecująco - będzie zabawa na długie godziny :)
Usuńa może być zeszyt w kratkę. A i chwale pomysł. =)
OdpowiedzUsuńMyślę, że może być w kratkę lub w linię. :)
UsuńMiłej zabawy! :)))
dlo-raey 94
OdpowiedzUsuń